W krainie Łemków i Bojków, rysiów i niedźwiedzi
Jesienna wycieczka PTTK Oddziału Miejskiego w Gubinie wiodła w Bieszczady, przed wojną gęsto, a dziś słabo zaludnione, ale przyciągające turystów ciekawą historią i bujną przyrodą. Rozpoczęła się w sobotę, tj. 17 września, a zakończyła 24 września. Mniej typowy był tym razem środek lokomocji, albowiem ze względu na drożyznę trasę Zielona Góra – Rzeszów i z powrotem uczestnicy przebyli pociągiem. Sprzyjało to, jak się wydaje, pogłębianiu integracji grupy, która była niemała, bo aż 45 osób zdecydowało się poznać tereny legendarnych Bieszczad.
Pierwszy dzień upłynął w podróży, albowiem do miejsca zakwaterowania grupa dotarła wieczorem. Bieszczady przywitały deszczem i chłodem. Taka aura utrzymywała się, niestety, przez cały tydzień. Dom Wypoczynkowy „Solinka”(miejsce zakwaterowania w Solinie) okazał się dużym rozczarowaniem. Dlaczego? Otóż nie ma w nim, o zgrozo, jakiegokolwiek ogrzewania, o czym właściciel nie poinformował. Za to posiłki w sąsiedniej „Willi Amelia” były wyśmienite!
Wspomniana już niekorzystna aura zmusiła gubińskich turystów do zmiany pieczołowicie przygotowanego planu eskapady. Nie odbył się na przykład zaplanowany na środę spacer górski na Połoninę Wetlińską. Nie udało się też zobaczyć szybowiska na szczycie Gór Słonnych ani szybowców w hangarze.
A co się udało?
Już w niedzielę w towarzystwie doświadczonego przewodnika, Pana Stanisława Orłowskiego, turyści zwiedzali Sanok. Najpierw Zamek Królewski z imponującą kolekcją ikon i bardzo bogatą galerią prac Zdzisława Beksińskiego. Później – Muzeum Budownictwa Ludowego. Ten drugi obiekt był okazją do poznania blasków i cieni życia ludzi zamieszkujących w przeszłości tereny Bieszczad: Bojków, Łemków, Pogórzan. Szczególne zainteresowanie wzbudził Galicyjski Rynek z dawnymi „zakładami usługowymi”, także liczne cerkwie i chaty. Deszcz sprawił, że tylko z okien autokaru można było oglądać ciekawe obiekty sakralne na trasie do Komańczy, gdzie mieści się m. in. Klasztor Sióstr Nazaretanek, a w nim pamiątki po przetrzymywanym tu Kardynale Stefanie Wyszyńskim.
Kolejne deszczowe bieszczadzkie dni wiodły do Leska (tu m. in. dziedziniec Zamku Kmitów, synagoga z bardzo interesującą galerią prac bieszczadzkich artystów, kościół rzymskokatolicki z XVI wieku) i Ustrzyk Dolnych z ciekawymi muzeami: młynarstwa i wsi oraz przyrodniczym. Wiele radości sprawiła przejażdżka drezynami z napędem rowerowym na trasie Uherce Mineralne – Olszanica. Na czas przejazdu wyjrzało nawet słońce!
Czwarty dzień pobytu okazał się wyjątkowy z kilku powodów. Turyści podziwiali trójdzielną bojkowską cerkiew w Równi, wpisaną na listę zabytków i uwzględnioną na Podkarpackim Szlaku Architektury Drewnianej. Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła w Uhercach Mineralnych zaoferowała ciekawe warsztaty, bo w ich trakcie można było upiec i spałaszować regionalne proziaki, a także wziąć udział w tradycyjnej lekcji kaligrafii. Emocji w czasie tych zajęć było mnóstwo, ale szybko ostudziła je… ulewa. Suchej nitki nie mieli ci, którzy po zajęciach wybrali się nad wodospad na Olszance. Poprawę nastroju zapewnił wieczór, bo turyści wesoło i tanecznie świętowali urodziny jednego z kolegów.
Kolejny etap wycieczki to Przemyśl z pobliskim Krasiczynem. Imponujący zespół zamkowo-parkowy w Krasiczynie, nazywany renesansową perełką Podkarpacia, był okazją do poznania historii tej magnackiej siedziby i jej właścicieli. W mieście nad Sanem udało się zwiedzić oryginalne Muzeum Dzwonów i Fajek, katedry: łacińską i grekokatolicką, wzgórze zamkowe z Zamkiem Kazimierzowskim, Kopiec Tatarski, przepiękny dworzec PKP czy Muzeum Twierdzy. Gubinianie chętnie fotografowali się przy pomniku wojaka Szwejka i jego psa oraz przy fontannie z niedźwiedzicą i niedźwiadkami – symbolem Przemyśla.
Niepodobna kwaterować w Solinie i nie zwiedzić słynnej elektrowni. Stało się tak w kolejnym dniu – 22 września. Wyposażeni w czerwone ochronne kaski turyści poznali historię i teraźniejszość imponującego obiektu. Tego dnia odbył się też rejs statkiem wycieczkowym po Jeziorze Solińskim. Kapitan „Komandora” barwnie opowiadał m. in. o tych, którzy wybrali odludzie nad Soliną za miejsce swego życia (Juliusz I Król Włóczęgów, Krzysztof Bross – syn światowej sławy profesora kardiochirurgii). Dużą przyjemnością okazała się przejażdżka kolejką gondolową na górę Jawor, skąd rozpościera się piękny widok na okolicę.
Piątek miał być ostatnią szansą na wędrówkę po górach. Od rana znów padało, więc trzeba było zrezygnować ze wspinaczki i oddawać się dalszemu zwiedzaniu. Grupa dotarła do posiadającej unikatowy ikonostas cerkwi w Górzance, odwiedziła Ustrzyki Górne, zajrzała do rezerwatu żubrów. Bardzo interesujące okazało się Muzeum Kultury Duchowej i Materialnej Bojków w Myczkowie, które zapewnia „sentymentalną podróż po przedwojennych Bieszczadach, barwnych, tętniących życiem, do refleksji nad historią ludzi i światem, który odszedł już do przeszłości”.
Przyjemnym finałem ponadtygodniowej wycieczki były odwiedziny w Łańcucie. Zwiedzanie wspaniałej zamkowej rezydencji Lubomirskich i Potockich z wozownią i parkiem zajęło sobotnie przedpołudnie.
Potem tylko obiad (dostarczony na dworzec w Rzeszowie), zajęcie miejsc w pociągu i powrót do Zielonej Góry, a stamtąd do Gubina.
Warto dodać, że po wszystkich deszczowych wycieczkowych dniach gubińscy turyści rozgrzewali się, biesiadując, tańcząc, śpiewając. Szczególnie upodobali sobie słowa piosenki: „Hej, Bieszczady, hej, Bieszczady! Na Bieszczady nie ma rady…”.
Kierowniczką wycieczki była niezrównana organizatorka Iwona Kolińska, wspierana przez autorkę niniejszej relacji.
Teresa Zajkowska