XV Piknik Rowerowy ” W Sercu Łużyc” 21-23. 06.2019r.
Nie do wiary jak ten czas szybko leci….Jeszcze tak niedawno zaczynaliśmy lato pierwszym Piknikiem Rowerowym, a tu ……..spotkaliśmy się już po raz piętnasty.
Jak zwykle bazą imprezy była stanica w Kosarzynie. W piątkowe popołudnie uczestników uroczyście powitała: prezes GKR”Luz”- kol. Grażyna Dymarczyk. Komandor Rajdu – kol. Stanisław Pawłowski przedstawił szczegółowy program pikniku i zapoznał z trasą sobotniej wycieczki. Gospodarz – kol. Kazimierz Walaszko wręczył wszystkim okolicznościowe znaczki, medale i gadżety. Po części oficjalnej chętni wyruszyli na molo WOPR-u, gdzie zacumowany był jacht naszego klubowego kol. Antoniego. Dzięki jego uprzejmości można było odbyć bezpłatny rejs po jeziorze Borek, z czego skwapliwie skorzystało kilkanaście osób. Każda z nich była bardzo zadowolona. Nieczęsto bowiem można doznać takiej przyjemności: siedząc na jachcie wsłuchiwać się łopoczący na wietrze żagiel i ciszę, którą zakłóca tylko chlupocząca przy burcie woda, podziwiając zarazem zachodzące słońce odbijające się w tafli jeziora. Do tego doświadczony sternik gwarantujący bezpieczny powrót do portu.Taka gratka rzadko się zdarza.
O 18. 30 dotarł na naszą imprezę zaproszony gość Pan Andrzej Nowacki – znawca i niestrudzony popularyzator gubińskiej przyrody. Przez godzinę barwnie opowiedział nam o tym, jakie niespodzianki kryją okoliczne lasy. Swe wystąpienie zakończył krótkim konkursem, który wygrał kol. Ryszard z Krosna Odrzańskiego. W nagrodę otrzymał przepiękny album ” Nadleśnictwo Gubin”, wtrwalone na kliszy piękno natury. Takie same albumy trafiły również do rąk kol. Grażyny i kol. Stanisława za zajęcie drugiego i trzeciego miejsca, co wzbudziło niekłamaną zazdrość pozostałych słuchaczy. Wieczór zakończył się poczęstunkiem przy płonącym ognisku.
W sobotę rano rowerzyści z przewodnikiem kol. Jankiem udali się na wcześniej zaplanowaną trasę. Wiodła ona z Kosarzyna przez Żytowań, most graniczny Coschen do zajazdu wiejskiego Wagenburg. Chociaż nie dane nam było wejść do restauracji, bo akurat zajęta była przez gości weselnych, właściciel zaprowadził nas w zacienione miejsce, gdzie mogliśmy odpocząć i wysłuchać historii tego miejsca popijając smaczne, zimne piwo. Okazało się, że dawniej w tym miejscu była owczarnia niemieckiego PGR-u. Po upadku gospodarstw rolnych opuszczone obiekty stały puste aż do 1979 roku, gdy obecni właściciele przebudowali je na hotel z restauracją.W późniejszym czasie przystosowali obiekt do przyjmowania dzieci i młodzieży. W tym celu na tyłach zabudowań ustawili w dwuszeregu kilkanaście preriowych wozów jakby żywcem przeniesionych z Dzikiego Zachodu. W każdym z nich przygotowano cztery miejsca noclegowe, co jest niewątpliwą atrakcją i dla dzieci i dla dorosłych. Gospodarz poinformował nas o tym, że w pobliżu jest piękne jezioro, po którym można pływać wypożyczanymi łodziami. W tym miejscu również co roku w czerwcu odbywają się festyny, podczas których swoje wyroby pokazują i sprzedają rzemieślnicy prezentujący dawne zawody. Zauroczeni miejscem, zachwyceni gościnnością pożegnaliśmy się i udaliśmy się na swoich jednośladach w drogę powrotną. Jechaliśmy po wyasfaltowanych, zacienionych ścieżkach rowerowych pośród pachnących żywicą lasów, skoszonych o tej porze łąk, pól obsianych prawie dojrzałym już zbożem.Kłaniały się nam rozkwitłe przy drogach maki, chabry, i przeróżne zioła, a świerszcze i ptaki przygotowały na tę okazję specjalny koncert. Wdychając rozgrzane słońcen powietrze, niespiesznie pedałując czuliśmy powiew lata….Jazda w takich warunkach była tak przyjemna, że ani się nie obejrzeliśmy i …… byliśmy już z powrotem w Kosarzynie. I choć liczniki rowerowe wskazywały pięćdziesiąt kilometrów, nikt nie odczuwał zmęczenia. Nieco zgłodniali posiliśmy się gorącą, przepyszną zupą pieczarkową ugotowaną skoro świt przez kol. Elę. Zaspokoiwszy pierwszy głód zabraliśmy się do przygotowywania biesiady. Na stołach ustawionych w cieniu sosen jak za wyciągnięciem czrodziejskiej różczki pojawiły się najrozmaitsze potrawy: sałatki, jajka faszerowane, domowe ciasta upieczone przez dwie Tereski i czereśnie rwane z narażeniem życia przez Kaśkę. Rewelacyjnie smakowały ogórki małosolne zakiszone według sekretnej receptury przez kol. Mirka, a gwoździem programu był ” kompocik truskawkowy” w wydaniu kol. Niny. Zimny, musujący bąbelkami napój z lekkim posmakiem dojrzałych truskawek. Prawdziwa ambrozja. Przypuszczam, że nawet Bogowie na Olimpie nie pili równie wyśmienitego. Tymczasem nastał wieczór, zapłonęło ognisko i…. po pewnym czasie na stół podano pieczone kiełbaski.
Najedzeni biesiadnicy zostali poproszeni przez Komandora kol. Stanisława do udziału w trzech konkursach sprawnościowych. Bardzo trudną konkurencją okazał się rzut ringo do celu. Mało komu udała się taka sztuka. Wygrał ją kol. Bogdan. Nie mniej łatwym zadaniem było rzucanie szyszkami do wiaderka. Zawodnicy dopingowani przez publiczność starali się ze wszystkich sił celnie rzucać, ale nie wszystkim się udawało, niekiedy szyszki jak żywe wyskakiwały z pojemnika ku uciesze kibiców i zmartwieniu zawodników. Kolejny konkurs – to bieg w workach. Przystąpili do niego tylko najsprawniejsi fizycznie zawodnicy. I tym razem najlepszym okazał się: nasz kol. Kaziu Zwyciężcy otrzymali nagrody rzeczowe zasponsorowane przez wójta Gminy Gubin. Rozweseleni, zadowoleni, teraz mieliśmy szczerą ochotę pośpiewać przy ognisku, potańczyć przy muzyce. Niestety dochodząca zza płotu ogłuszająca muzyka techno i upiornie nachalne komarzyska skutecznie uniemożliwiły nam obie przyjemności. Niepocieszeni, zawiedzeni takim obrotem sprawy musieliśmy wcześniej zakończyć nasze coroczne święto rowerowe. I chociaż nie wszystkie zaplanowane punkty programu zostały zrealizowane uważam, że impreza była udana, a uczestnicy nie żałowali, że przyjechali (niektórzy z bardzo daleka, bo aż z Częstochowy).
Organizatorzy bardzo serdecznie dziękują sponsorom: Burmistrzowi Miasta Gubin i Wójtowi Gminy Gubin oraz wszystkim, którzy aktywnie włączyli się w organizację imprezy.
Grażyna Dymarczyk